No bingo bango !
Takie coś to ja lubię niczym odkrycie zimnego piwa w lodówce w chwili głębokiej potrzeby !
Ci trzej niszczyciele zaczęli walcowanie pod nazwą YOB w Oregonie w 1996 roku i prężnie działają do dziś. Ktoś im po drodze przypiął łatkę 'stoner' ale moim zdaniem nie pasuje im takie hasło.
Panowie napierdalają po swojemu. Z wyraźnym sznytem starych i mocarnych bandów pokroju Saint Vitus, Pentagram etc.
ale dodają od siebie potworny ciężar i takie miłe memu sercu odloty w kosmos (momentami przypominające dokonania EARTH, SLEEP a nawet medytacyjny OM) , z których potem wracają (albo i nie) do ponownego walcowania. Ale jakie to jest walcowanie ! Nie ma tu utworów radiowych, trwających 3 minuty. Ci wymiatacze robią kawałki po 15 minut i dzieje się w nich tyle, że po drodze trzeba robić przerwę na łyk piwa i sztach świeżego powietrza.
Instrumenty to potęga a wokal Mike'a Scheidt'a to po prostu wachlarz możliwości. Chłop ma cudnie szeroką skalę. Czysty śpiew, growl, nosowy śpiew w stylu młodego Ozzy'ego i niesamowite black'owe screamy, które wywołują ciarki.
Płyt mają na koncie 7 i jak ktoś nie zna ich twórczości to polecam najpierw puścić nowy 'Clearing the path to ascend' a potem pierwszy 'Elaborations of carbon'. Odlot gwarantuję. Jak nie zadziała to proszę pisać na GG o zwrot za bilet.
Let there be doom !
http://www.youtube.com/watch?v=c2WLHA5s3bohttp://www.youtube.com/watch?v=Xg23XMmv81w