Wiem, że późno ale jestem ciekaw co Was kręciło i bujało muzycznie w roku 2013. Atakujcie
Fajnie, że w ogóle to hasło padło. Wiem, że sam swego czasu zarzucałem ten temat, ale jakoś nikt nie podniósł rękawicy, więc i mnie w zasadzie ogarnęło przemożne lenistwo i nie chciało mi się nic pisać. Dzięki postowi Voida pojawiła się jednak iskierka motywacji [choć między nami mówiąc mam nadzieję że sam autor również się zrewanżuje stosownym wpisem]. Nadto, od niemal trzech miesięcy chodzą za mną wyrzuty, że jestem temu rocznikowi 2013 jednak coś winien…
A zatem, jeśli ktoś rzuca mi topik pod tytułem:
Rok 2013 i co ty brachu na to powiesz?, to mam tylko jedno do powiedzenia: było P.R.Z.E.Z.A.J.E.B.I.Ś.C.I.E.M.E.G.A.W.S.P.A.N.I.A.L.E. To był kurwa tak dobry i bogaty rok, że sam nie wierzę, że faktycznie się wydarzył. Było zaje… na świecie, było zaje… w Polsce [a to już niezwykła i zaje… sama w sobie sytuacja], były zaje… powroty mniej [z nową rozpierdalającą pozycją w dyskografii] i bardziej [jw. tyle że po latach] spektakularne, byli zaje… debiutanci. Tu w kraju były zaje… eventy z zaje… obsadą [tak szczerze to „obok mnie” - w sensie mnie nie było na nich, no ale same eventy były i odzew był do przewidzenia zaje…], było zaje… na każdym możliwym kroku. Muzyczne koło fortuny zostało rozpędzone i nie wyhamowało do samego końca. Po ewidentnie słabym i nijakim roku 2012, jego następcy można było mieć dość już po pierwszym kwartale, ale jak się okazało później z tego rogu (roku?) obfitości lało się do samiutkiego finiszu. Wystarczy wspomnieć parę opiniotwórczych źródełek, które nieźle się na tym „patencie” przejechało, publikując swoje coroczne podsumowania w pierwszej dekadzie grudnia. Zrodziło się nawet pytanie: co właściwie począć z takimi zajebistościami, które ukazują się w grudniu; czy to jeszcze br czy może już kolejny? Skrajnie subiektywna odpowiedź, a przy okazji wielce wygodna wymówka, by jako granice wyznaczyć okres 15.12.12 – 15.12.13 [o czym śladowo i między wierszami wspomniałem w moim poście z 18.12.2013r] okazała się … hehe a jakże… nazbyt pochopna
Kolejnym szokiem był moment przymiarki do ostatecznych podsumowań, w którym okazało się, że bycie albumem bardzo dobrym, mocnym, czy jakkolwiek tego nie określić, w 2013 roku oznacza tyle, co nic. Żeby było jasne; kategoria: „album bardzo dobry” to w 2013 roku ZA MAŁO żeby znaleźć się na liście TOP-10 najlepszych albumów 2013r.
-
Za mało? Ano… za mało. A i mało tego… w moim prywatnym podsumowaniu TOP-10 na listę nie zmieściły się rzeczy, które autentycznie, w normalnych okolicznościach przyrody, w pełni by na to zasługiwały.
-
Ale jak to? Ano… tak to. Lista TOP-10 2013 = sami kandydaci do listy dekady, która -na marginesie- niekoniecznie jest, czy też zasadniczo nie powinna być, listą typu TOP-10.
-
Nadal nie ogarniam… Już tłumaczę. Prywatnie jestem zwolennikiem
konkretnej 10-stopniowej skali ocen [mówię o samej skali sensu stricte jako pewnym przyjętym sposobie wartościowania, a nie indywidualnym procesie percepcji]. Więc jeśli ktoś już pokusił się i sprawdził link to już wie, że miejsca 10-6 włącznie to rzeczy pomiędzy 8.0-8.4, miejsca 5-4 – odpowiednio 8,5 i 8,9; miejsca 3-1 - 9,0. Ten fakt powoduje jednak, nieprzyjemne reperkusje dla rzeczy osadzonych na odcinku 7,0-7,9. Dla tych wydawnictw postanowiłem początkowo stworzyć listę alternatywną; ostatecznie stwierdziłem, że całość komponuje się idealnie jako TOP-20 roku 2013.
-
Ale jakieś zgrzyty były, co? Nooo... tak. Jeśli już naprawdę miałbym przypierdalać się do jakichś „zgrzytów 2013” to... tak były niedoróbki, zawody. Miejmy to za sobą; więc w telegraficznym skrócie:
1) WASHED OUT -
Paracosmos: Zawód. Po prostu. Klasyka. Nie zagrał moment, czas, może tylko chwila, lub okoliczności. Solidnie napompowany w 2011 roku balonik, 2 lata później pierdzi na pół gwizdka. Wiem że chillwave to dziś już pieśń przebrzmiała, a wręcz legenda. Kamienie milowe gatunku ukazały się już właściwie nie po to aby wieszczyć nową jakość, lecz raczej jako podsumowanie pewnego trendu. W 2011 roku była magia. Dziś jej nie ma. Szkoda.
2) SUPER GIRL & ROMANTIC BOYS -
Miłość z tamtych lat: Klasyczny brak szczęścia po polsku. To właściwie fajna płyta na całkiem fajne wakacje. Wiem bo sprawdziłem na sobie
Owiany legendą skład któremu się nie udało wtedy, kiedy mogło i powinno, dopiero po 10 latach dostaje szansę rehabilitacji. W 2003 roku mógł być wydarzeniem. W 2013 był tylko miłym zdarzeniem.
3) CHAOSTAR -
Anomima: Hmmm... właściwie to najlepsza ich płyta, najbardziej organiczna, najmniej przekombinowana, ale nadal robiona za bardzo pod własne preferencje. Ogarniam zjawisko egoizmu i egocentryzmu, jedni i drudzy to moje ziomy, że tak się wyrażę
Ale w skrajnie antycznie-greckim wydaniu jakby trochę nie dla mnie
4) ESTAMPIE -
Secrets of the North: Kazus podobny jak WASHED OUT. Więcej żalu niż pretensji w stosunku do marki.
5) CHVRCHES -
The Bones of What you Believe: tu z kolei na odwrót. Czuję się jakiś ...wydymany. Niby śliczna panna. Niby brakujące ogniwo pomiędzy Amelią [w sensie Audrey Tautou] i Ally McBeal [w sensie Callista Flockhart]. Niby szczyt uroku osobistego. Niby szczyt uroku wokalnego. Niby fajne piosenki. Niby atrakcyjne aranże. Niby wypasiona produkcja. Niby chujowe wydanie. Wszystko jakieś takie NIBY. A mogłoby być chociaż PRAWIE
6) ROME - (...): Wiesz co luksemburski bucu, właśnie postanowiłem Ci zjebać ten Twój pseudo wyszukany żarcik z tytułem tego żółtego gniota. Szczyt wkurwienia w 2013 roku i szczyt wyruchania targetu w pupę. Totalna ściema, szczyt arogancji, cynizmu, jednoczesny brak szacunku, „dzieło” stworzone od początku do końca z premedytacją i nastawieniem na bycie megachujnią, przez projekt będący niegdyś klasą samą w sobie. Dziś raczej już tylko dla siebie. Ehhh...
...Przejdźmy zatem do rzeczy o kilka klas wartościowszych. Poniżej subiektywne TOP-20 2013:
20. REBEKA -
Hellada: Sprawnie. Z klasą. Jakby „światowo”? Nieco manieryczny, ocierający o lekki wkurw voc, ale i tak główka z podziwem kiwa, że to Polska właśnie.
19. HELIVM VOLA -
Wohin?: Ernst Horn. Rocznik 1949. Z elektroniką oficjalnie romansuje 30 lat, choć wątpię że zaczął w wieku lat 35. Jeden z tych którzy, kształtowali moją wrażliwość i wyobraźnię, ale jeśli ktoś chce podważać autorytety, droga wolna.
18. IHSAHN -
Das Seelenbrechen: W roli głównej - samolub wizjoner - poziom mistrzowski. Rola drugoplanowa - perkusista - poziom arcymistrzowski. Taki paradoks
17. JESSY LANZA -
Pull My Hair Back: Ernst Horn JUNIOR. Żarcik. Ale faktycznie siłę sprawczą projektu stanowi Jeremy Greenspan czyli połowa duetu JUNIOR BOYS. Nazwanie tego JUNIOR & GIRL nie będzie zatem przesadą. Efekt: zajebista, konkretna elektronika.
16. SATYRICON -
S/t: Norweska koniugacja czasownika "być":
Lp: 1) Satyr o sobie: Jestem Kultowy
2) Satyr o Froście: Jesteś Kultowy
3) Frost o Satyrze: Jest Kultowy
Lm: 1) Satyricon o sobie: Jesteśmy Kultowi
2) Media o Satyricon: Jesteście Kultowi
3) b@rt o Satyricon: Są Kultowi. Na wieki wieków. Amen.
15. THE KNIFE -
Shaking The Habitual: 7 lat wyczekiwania na następcę Silent Shout zostało wynagrodzone porcją XXL kapitalnej, niefastfoodowej elektroniki sprawnie komentującej kondycję współczesnego świata.
14. ULVER -
Messe I.X-VI.X: Nie przestają zadziwiać. Nieustający w eklektyzmie, poszukiwaniach nowych sposobów wyrażania siebie, za każdym razem są gdzie indziej. Kolejny raz wrócili z tarczą.
13. BAD SECTOR -
Unification: O ile ULVER zadziwia wszechstronnością, to BAD SECTOR jest w tej dziedzinie bardziej powściągliwy
Nie przeszkadza mu to jednak w osiąganiu efektów jak u ww watahy. W tym roku nie było może wybitnie, ale na pewno zasłużenie.
12. LYCIA -
Quiet Moments: Skrajnie subiektywnie - to najważniejszy powrót na scenę 2013 roku. Powrót w najlepszym możliwym stylu. LYCI’i
Cold poznawałem w 1996 roku. W skrócie: byłem na bieżąco. Niestety LYCI’ę jako całość dorobku zapoznawałem i ogarniałem dopiero 13 lat później. Pamiętam podróż w nocy przez Polskę do Zakopca ze słuchawkami na uszach, pamiętam zajebiste polskie Tatry i szlaki z LYCIą na słuchawkach, a także przemożne uczucie, że COŚ MI KIEDYŚ umknęło. W 2013 roku byłem znowu/w końcu we właściwym czasie i miejscu. MAGIA wróciła
11. MY BLOODY VALENTINE -
MBV: Maksymalnie obiektywnie - najważniejszy w sensie popkulturowym powrót na scenę 2013 roku. Nowa płyta, nagrana po 22 latach, w ten sposób jakby od
Loveless minęły co najwyżej 22 tygodnie. Sorry nie podejmuję się opisywania czym było/jest
Loveless, czym było/jest MY BLOODY VALENTINE, czym jest fakt ukazania się
MBV, można sobie samemu nadrobić zaległości i oddać się zarówno anglo- jak i polskojęzycznym opracowaniom w tym temacie. O nucie nie wspominam, to raczej oczywiste.
10. KNOWER -
Let Go [DigiEp]: Znak czasów. To wydawnictwo ukazało się wyłącznie [póki co] w formie cyfrowej i w tej formie otwiera symbolicznie pierwszą 10. Duet odnajduje lukę, obszar, terytorium, w których nikogo przed nimi nie było [że niby
wszystko zostało już zagrane? ekhem
]. Szczegóły, rozkminy, interpretacje, oraz to co najistotniejsze
here.
9. BEYONCE -
S/t: Bez żadnych zapowiedzi, akcji promocyjnych, przecieków, rzutem na taśmę [17.XII], Be zapierdoliła najlepszą płytą w swojej karierze.
8. BURIAL -
Truant. Rough Sleeper [Ep] //
Rival Dealer [Ep]: William Bevan był właśnie tym tajemniczym artystą, który początkowo wyznaczył ramy czasowe mojego podsumowania. Jego dwie kolejne epki były tym metaforycznym początkiem i końcem nawiasu, w którym można było zamknąć ubiegły rok. Niestety kilka dni „po” ukazała się płyta wyżej wymienionej Be i pomieszała mi trwale szyki
Wracając do BURIALA: gdyby nie
Rival Dealer, okupowałby on zapewne okolice miejsca 20, ale stężenie „magii, alchemii, czaru” na Dilerze zapewniło mu miejsce 8.
7. MODERAT -
II: Kultura. Smak. Wyczucie. Harmonia. Piękno. Gust. Kunszt. Rzemiosło. Właśnie tak się to robi.
6. TORO Y MOI -
Anything in Return: Futuryzm
Causers of This w zderzeniu z retromanierą
Underneath the Pine zaowocowały wypracowaniem złotego [nieco zachowawczego] środka i miejscem 6.
5. DEAFHEAVEN -
Sunbather: Najważniejszy, najdonioślejszy, najszerzej komentowany i łaskotany album metalowy ub. r. Skostniała estetyka w
N.O.W.Y.M. anturażu. SZACUN!
4. KANYE WEST -
Yeezus: Bez komentarza [choć fajna wymiana zdań znajduje się
tutaj]. Exegi Monumentum XXI wieku póki co. Btw okładka i opracowanie graficzne całości roku
Czołówka dla mnie samego była zaskoczeniem. W przypadku końcówki podsumowania zasadniczym czynnikiem decydującym okazała się tzw. „wrażliwość twórcy”, która w tym przypadku, oprócz wybitnego poziomu artystycznego, ekspansywnie zaingerowała w sferę pożycia wspólnego, którego owocem były autentyczne wzruszenia. Może to głupie, naiwne, a już z pewnością zbyt intymne, żeby się z tym afiszować, ale tak właśnie się w 2013 roku stało i tak to zadziałało. Koniec i
. 3. INC. -
No World: za PIĘKNO roku.
2. JENSEN SPORTAG -
Stealth of The Days: za to że da się jeszcze PIĘKNIEJ i za to że nagrali płytę niepodobną do NICZEGO INNEGO co ukazało się wcześniej.
1. JAMES BLAKE -
OverGrown: Na dzień dzisiejszy jest całym mną.
...i tradycyjnie ponad podium:
0. SOPOR AETERNUS - PoeticaSuplement:
Ty, a właściwie to co z tą Polską, mówiłeś, że było zaje… a tu nic w temacie. Heh
no fakt. Ale nie do końca, wszak REBEKA godnie godło reprezenci;) w TOP-20. Jak powiedziałem we wstępie: albumy „tylko” bdb nie łapią się w tym roku, ale choćby ze względu na to, że w tym kraju z zasady takie nie powstają na co dzień [mam na myśli głównie takie, po których nikt się nie kapnie, że to Polska], warto stworzyć listę uzupełniającą, bo ostatni rok2013.pl ….no to było coś. Oprócz Polski postanowiłem umieścić jednak jeszcze kilka rzeczy obcych, których nie mogłem pominąć i zwyczajnie należało im się choć takie uhonorowanie i jakakolwiek rekomendacja [poziom 6,0-6,9]. W końcu czy pytanie co nas bujało i kręciło nie dotyczy także ich?
DADUB -
You Are Eternity: Masakra. Idealny koktajl nowej fali techno, industrialu, ambientu i dub’u
ALUNA GEORGE -
Body Music: W 2013 roku w klubach nie mogło być przyjemniej. Bujaki roku.
SOLANGE -
True [Ep]: Solange Knowles. Siostra swojej siostry.
True? Właśnie dlatego uważam czasem epki za esencjonalne i doskonałe.
JUSTIN TIMBERLAKE -
The 20/20 Experience: Spektakularny powrót po 7 latach. Część 1/2 bez uwag. Część 2/2 już z uwagami, dlatego jako całość jedynie bdb .
DARKSIDE -
Psychic: Ciekawy, w pewnym sensie nowatorski album, podszyty rzetelnym rzemiosłem.
DISCLOSURE -
Settle: Zasadniczo ten sam kazus co ALUNA GEORGE. Bardziej „ordynarnie”, ale w gruncie rzeczy tak samo skutecznie. Kręcioły roku.
BOKKA -
S/t / KARI -
Wounds and Bruises / FISMOLL -
(At Glade) / CRAB INVASION -
Trespass: zbiorczo jako rekomendacja dla anonsowanej w akapicie powyżej inwazji.PL *
EMIKA -
DVA: Bardziej piosenkowo w stosunku do debiutu, bardziej do domu niż do klubu, bardziej dojrzała, bardziej dopieszczona, ale niekoniecznie lepsza od swojej starszej siostry. Niemniej nadal bardzo dobry poziom.
*Honorowo: KAMP! –
S/t: Album z listopada 2012r. Ale: 1. Stanowił autentyczny przełom w polskim popie. 2. W realiach 2012 roku spokojnie okupował listę top-10… 3. …a i dziś zasługiwałby na więcej od ww REBEKI.
Dzięki za uwagę, jeśli ktoś tu jeszcze dobrnął. Void, dzięki za inspirację. Zachęcam do mobilizacji i ujawnienia swoich typów. Rok 2013 zamykam w poczuciu że została mu oddana w końcu sprawiedliwość.