W dziesiątą rocznicę premiery La Chambre d’Echo, dwudziestą debiutanckiego Ich Tote Mich..., dwudziestą piątą istnienia SOPOR AETERNUS z jednej strony; a z drugiej w atmosferze pełnej wątpliwości, wymownych acz uzasadnionych znaków zapytania co do przyszłości projektu, Varney wydaje [nie]jednoznaczny / [nie]oczywisty, a zarazem w stopniu zupełnie satysfakcjonującym, progresywny materiał.Ten „charakterologiczny konflikt” zaczyna się... właściwie w momencie rozpakowania przesyłki, kiedy ze środka wyjmujemy małe, niepozorne coś, co w rzeczywistości okazuje się być faktycznym albumem. Soporowe standardy wydania CD, w przypadku
Mitternacht zostały ograniczone do absolutnego minimum. Digibook formatu blu-ray, w środku 36-stronicowa książeczka zawierająca jedynie teksty i raptem kilkanaście, niezwykle urokliwych, prac na licencji rosyjskiej [duże oklaski dla Anastasii Chyringa], pozbawiona całkowicie nowej sesji fotograficznej [co zapewne ma związek z marnym stosunkiem popytu/podaży w ostatnich latach], za wyjątkiem okładki bazującej cały czas na odrzutach z sesji do
Have you Seen This Ghost? Rzut oka na kredytki i z góry wiadomo, że w warstwie muzycznej można spodziewać się rogu obfitości rodem z wymienionego wyżej
HYSTG? Następnie płyta ląduje w odtwarzaczu i ...
Wspomniana we wstępniaku [nie]jednoznaczność aka [nie]oczywistość zaczyna nabierać konkretnego kształtu już w trakcie trwania doskonałego openera, który kapitalnie wprowadza nas do dalszej części płyty. W asyście tak zajebistego przewodnika, można pokusić się o stwierdzenie, że
Mitternacht z tego właśnie powodu zaczyna się tam, gdzie absolutnie wybitnym closerem kończyła się
POEtica. 10 pierwszych minut spędzonych na odsłuchu sprawia, iż wszystkie wcześniejsze uprzedzenia, pretensje, zarzuty, pryskają jak mydlana bańka, a ja nabieram pewności, że oto przyszło mi obcować z najbardziej przemyślanym [miejscami ocierającym się o nowatorstwo] materiałem Varneya od dekady.
W tym miejscu ogarnięty niemym podziwem, i zarazem perspektywą „człowieka małej wiary” kłaniam się wyjątkowości albumu jak i jego twórcy. Jednocześnie przyznaję, że kosmiczna pustka, będąca głównym atrybutem niniejszej playlisty, jak i symultaniczne poczucie samotności, którymi ten album wręcz emanuje, zwyczajnie mnie przerastają. Próby charakterystyki, opisu, kategoryzowania go, za pomocą poszczególnych, pojedynczych tracków, w obliczu jego kompleksowości nie mają najmniejszego sensu. Utwory składające się na
Mitternacht urastają do rangi najbardziej skażonych pierwiastkiem introwertyzmu w całej twórczości Varneya, przy czym tym razem, w niezwykle ludzkim -jak na AVC- anturażu. Ten człowieczy, introwertyczny wymiar, którego naczelnym orężem są oczywiście przelane na papier autopsje Varneya, w asyście licznych -na gruncie melodii- parafraz, bądź gdzieniegdzie niemal cytatów, zbliżają materiał z
Mitternacht do innego, jedynego tego typu albumu w historii SOPOR AETERNUS, a mianowicie
Songs from Inverted Womb. Z drugiej strony, opanowany już niemal do perfekcji, sposób operowania, godzenia ze sobą palet barw akustycznych i elektronicznych oraz balansowania całości -w przypadku znakomitej większości materiału- ciszą, przywołuje aranżacyjne idee wstępnie zarysowane na
Children of The Corn*/**. Lecz to, co najistotniejsze w
Mitternacht, coś co można by określić mianem „ostatecznej szlachetności”, udaje się Varney’owi uzyskać dzięki miesiącom pracy nad ubiegłorocznym poprzednikiem -
POEtica.
Muzyka stanowi jednak, tylko jedną stronę medalu. Drugą siłą
Mitternacht, są teksty. Niespotykanie prosty jak na AVC, sposób artykułowania komunikatów, pozbawiony niemal w większości wydumanych metafor, epitetów, parafraz, paraboli, etsc. sprawia, iż mamy tu do czynienia z najbardziej ludzką odsłoną tej postaci od... „zawsze?”. Co więcej, dochodzi tu do nieco zabawnego paradoksu, gdzie pozbawione wszystkich „ozdobników, mitów i legend” teksty, swoje „nowe życie” zaczynają od autentycznego rycia w łeb, by następnie, przez kilka dni go nie opuścić
Najlepszym przykładem jest tu chyba indeks 7, w którym nie dość, że na próżno doszukiwać się drugiego dna
to dodatkowo dysponuje on konstrukcją „zwrotka-referen” wzbogaconą udziałem zgrabnie puentującego całość duetu bass-perkusja, przez co zgłasza on akces do bycia... ...”zwykłą piosenką” [a to, już u Varneya, sama w sobie sytuacja bez precedensu] o quasi-rockowej proweniencji
Hmm... Wygląda na to, że Confessional, złamał deklarowaną we wcześniejszych akapitach, zasadę niekoncentrowania się na poszczególnych utworach. Dlatego, celem maksymalnego ograniczenia niepotrzebnych nikomu słów, nadmienię, iż indeksy 1-5 przelatują na jednym, prawdziwie zapartym wdechu, Carnival... jest najsłabszym ogniwem
Mitternacht i tak jak w przypadku
POEtica i The Conqueror Worm, tego tocznia mogłoby tu nie być. „?Szczęśliwym trafem?” indeksy 7-9 rekompensują tę niedogodność, a wspomniany w przypisie odcinek 10-14 postrzegam jako OSOBISTE / SYMBOLICZNE [wszak od Travellera wszystko się dla mnie zaczęło...] zamknięcie przygody z...
...Mój przypadek nie ma tu jednak żadnego znaczenia. W tym momencie
Mitternacht, wydaje się być najbardziej przemyślanym, a przez to najbardziej interesującym od strony merytorycznej ujawnieniem Varneya od lat, dzięki czemu -podobnie jak
POEtica- świetnie broni się sam. Powodowany, być może jedynie chwilowym impulsem, gotów jestem dokonać, niewykluczone że krzywdzącego, podsumowania twórczości AVC. Wygląda jednak na to, że lata 1994-2002 pozostaną okresem „wydanictw kultowych”, zaś 2003-2012 - „świetnych i dopracowanych w każdym detalu albumów”. Ubiegłoroczną
POEtica, póki co wyłącznie w asyście bieżącego
Mitternacht, odbieram jako okres „wydawnictw dojrzałych”. Biorąc pod uwagę mizerną wielkość tego zbioru oraz podsumowujący -w kontekście niemal całej twórczości- charakter
Mitternacht, chcę wierzyć -i wierzę- w to, że nie stanowi on jednak zwieńczenia historii projektu oraz zamknięcia katalogu wydawniczego sygnowanego logiem SOPOR AETERNUS.
* Tych ukłonów w stronę przeszłości [rozumianej jako „back to the roots”] jest nawet trochę więcej. „Końcówka” płyty [indeksy 10-14] nawiązuje do okresu Todeswunsch // Traveller / Voyager, na których Varney uprawiał bardziej „dworsko-folkowe” granie; przy czym Into the Night, jako cover nawiązuje jedynie do tamtej „szkoły”, mało ingerujących w oryginał, przeróbek Varneya, a nie do „średniowieczno-renesansowego” charakteru zawartych tam kompozycji.
**Co do powołanego Children of The Corn: Wiadomo, że w przypadku naleciałości elektronicznych, materiałem źródłowym pozostaje nieśmiertelny La Chambre d’Echo, który dekadę temu szturmem wprowadził elektronikę do [przyszłych] kompozycji Varneya, i którego duch unosi się nad każdym kolejnym wydawnictwem SOPOR AETERNUS. Mówiąc o COTC [EP], mam na myśli wypracowaną tam MINIMALISTYCZNĄ manierę łączenia NOWYCH [nieużywanych wcześniej] brzmień elektronicznych z akustycznymi, dzięki czemu album ten posiadał znamiona tzw. „nowej jakości”. Z analogiczną sytuacją mamy do czynienia w przypadku Mitternacht.